niedziela, 1 czerwca 2014

Rozdział 6

Ciemność zasnuła moje powieki, a ciepło otoczyło moje ciało. Gęsty, duszący dym wdarł się w moje nozdrza wywołując odruch wymiotny. Urywany oddech opuszczał moje płuca, a ślina stawała w gardle. Z łomoczącym sercem otworzyłam powoli oczy. Widok oświetlał mi jedynie księżyc. Obracałam głowę we wszystkie strony, ale nigdzie nie potrafiłam dostrzec pobitej kobiety. Ohydny zapach nasilał się z każdą chwilą. Wyostrzyłam wzrok starając się namierzyć źródło duszących oparów. Wtedy zobaczyłam leżące niedaleko mnie bezwładne ciało. Powolnym i niepewnym krokiem podeszłam do mężczyzny. Z jego ust kapała cienka strużka krwi, ale szczególnie zaciekawiły mnie płomyki ognia snujące się po jego nogach.
Skóra poczerniała i pękła. Tłuszcz podskórny zaczynał topić się jak słonina na gorącej patelni. Podsycany nim płomień trawił tkankę miękką. Najpierw zajęły się nogi, które zadziałały jak podpałka dla masywnego tułowia.
Stanął w płomieniach, cały. Odsunęłam się najdalej jak mogłam, przerażana tym widokiem, jak i ogniem. Miałam do niego wstręt.

~*~
Brat jak zwykle siedział w swoim pokoju, a ja w swoim. Za oknem szalała burza. Siedziałam skulona na łóżku czytając książkę. Uwielbiałam kryminały. Ciszę przerwał głośny grzmot, po nim zgasły światła. Nagle usłyszałam kroki. Drzwi do pokoju otworzyły się, do środka wszedł Paul- mój brat. Potrzebował światła, ale nie miałam żadnej latarki, by mu ją dać. Wiedziałam, że stanie mi się coś złego, po prostu to czułam... Podpalił mi włosy zapalniczką. Świetne się przy tym bawił, a ja od tej pory nienawidzę ognia. Boje się go...
~*~

Płomienie tańczyły swój zmysłowy taniec, pochłaniając dalej istotę ludzką. Suche liście i mech, nawet nie były ani trochę opalone. Ogień je nie dotykał, skupiał się wyłącznie na ciele. Tak jakby brzydził się roślinnością. Był mięsożercą i pożerał. Bezlitośnie, powoli rozkoszując się smakiem jak krytyk. Dym snuł się ciężko wokół sylwetki, dodając temu większemu okropieństwa. Przypominał czarną mgłę, która chciała zachować w tajemnicy swój występek.
-Ej ty!- Ktoś krzyknął z oddali i mogłam się domyślić, że to było do mnie.
Obracając głowę w różnych poszukując intruza. Spomiędzy drzew wyłoniła się sylwetka młodego mężczyzny. Nie potrafiłam zbyt dobrze widzieć jego twarzy przez panujący mrok. Zaczął zbliżać się w moją stronę, na co ja odruchowo cofałam się za drzewo. W panice spojrzałam na martwe, płonące ciało, lecz nie było go tam. Zniknęło. Nie zostało nawet najmniejszego śladu. Odór również się ulotnił i teraz czuć było tylko rześkie , nocne powietrze. Nie mogło przecież ot tak wyparować. Co tu się do cholery dzieje?
-Co tu robisz?
Pisnęłam zaskoczona. Nawet nie zauważyłam, kiedy chłopak znalazł się tuż obok mnie. Jego głos zabrzmiał głośno pośród leśnego spokoju, rozpraszając moje myśli, które teraz wirowały w mojej głowie. Przycisnęłam dłoń do klatki piersiowej, w geście uspokojenia rozszalałego serca. Chcą jak najszybciej zwiększyć odległość pomiędzy mną i młodzieńcem pośpiesznie cofnęłam się. Przez wystający korzeń upadłam najzwyczajniej w świecie potykając się o niego. Rana na brzuchu, znów dała o sobie znać przez ból. Krew, która lekko zdążyła zasnąć , zmieniając się w zakrzepnięcie, została rozerwana, a szkarłatny płyn po raz kolejny spływał strużkami w dół, do paska dżinsów, by materiał mógł go wsiąknąć. Z grymasem bólu, wciągnęłam powietrze. Zacisnęłam mocno szczękę, tak jak powieki. Starałam się nie poruszyć, aby nie przysporzyć sobie więcej boleści.
-Co ci jest?
Zbliżył się do mnie, klękając obok mojego bezwładnego ciała. Całą swoją uwagę skupiał na mojej odzieży. Patrzył z zaciekawieniem i strachem na plamę krwi znajdującą się na bluzce.
-To nic.
Teraz jego spojrzenie zmieniło się na pobłażliwe. Tak jakby spotkał dziecko, które zrobiło coś przed czym rodzice go ostrzegali, ale nie posłuchało i teraz wstydzi się do tego przyznać.
-Ta jasne. To dlaczego teraz zwijasz się z bólu?
-Z nudów.
Irytował mnie. Ale on tylko parsknął śmiechem, na mój komentarz.
-Więc dla zabawy postanowiłaś się teraz wykrwawiać w pustym lasie. O, i dodajmy, że w środku nocy. No to muszę ci przyznać, że bawić to ty się potrafisz.
-Och, zamknij się już.
Teraz mu się zebrało na żarty.
-Mogę?- wskazał na moją koszulkę.
Popatrzyłam mu w oczy, ale teraz nie pozwalał odczytać swoich emocji.
Niepewnie skinęłam głową, a on dźwignął prawą rękę i powoli zbliżał do przesiąkniętego materiału. Chwycił za rąbek i pociągnął ostrożnie do góry. Jego twarz wyrażała skupienie i ostrożność. Gdy rana była już widoczna wyraz jego twarzy zmienił się. Teraz było na niej widać zniesmaczenie. Spojrzałam w dół i wcale mu się nie dziwiłam. Wyglądało to okropnie. Do przecięcia dostał się brud. Na brzegach rany zaczęła zbierać się ropa. A krew była rozsmarowana na moim brzuchu, jak krem. W dodatku przybywało jej coraz więcej.
-Nieźle się urządziłaś. Możesz wstać?
-Chyba tak.
Przytrzymując się drzewa, powoli zaczęłam wstawać z leśnej posadzki. Ból znów rozlał się po moim ciele, obezwładniając mnie na krótka chwilę. Nabierając powoli powietrza w płuca, ponowiłam próbę. Stanęłam na nogach, kołysząc się na każdą możliwą stronę. Nogi miałam jak z waty, żołądek związał się w supeł, powodując uczucie mdłości. Głowa zdawała się być niesamowicie ciężka. Świat przede mną zaczął wirować jak na karuzeli. Niezdolna dalej trzymać się na nogach upadłam. Było mi strasznie słabo, przez ilość straconej krwi. Czarne plamki majaczyły mi przed oczami. Widziałam tylko jeszcze pochylającego się nade mną chłopaka. Jego usta poruszały się, mówił coś do mnie,ale ja nie potrafiłam nic zrozumieć. Byłam zbyt otępiała. Zasypiając miałam tylko jedną myśl w głowie. Kojarzyłam skądś tego chłopaka. Cień czający się jego oczach wydawał mi się znajomy. Chyba zwariowałam....

____________________________________________________________________________
Z okazji dnia Dziecka rozdział wraca do "żywych".
Rozdziały będą dodawane co miesiąc.
Liczę na waszą opinię w postaci komentarzy!

piątek, 21 marca 2014

Zawieszenie

Niestety informuję, że blog zostaje zawieszony. Od dłuższego czasu staram się coś napisać, ale zawsze coś mi nie pasuje i to usuwam. Zawieszenie jest na czas nieokreślony. Przez ten czas będę starać się napisać kilka rozdziałów do przodu, aby po przerwie regularnie je dodawała.
Gdyby ktoś chciał się jeszcze czegoś dowiedzieć to zapraszam do zakładki "KONTAKT"
Do zobaczenia!

wtorek, 7 stycznia 2014

Rozdział 5

  ~Jeśli przeczytałaś/eś zostaw komentarz~


Ciemność rozpełzała się po niebie, pochłaniając blade promienie światła wystrzelające znad horyzontu. Biegłam cały czas przed siebie, starając się omijać drzewa. Gałęzie w bolesny sposób otulały moją twarz, rozcinając mi policzki. Nogi aż pulsowały od nieustannego biegu, a płuca ledwo umiały zaczerpnąć powierza. Przed oczami widniał mi obraz z korytarza. Na jego wspomnienie nowe łzy wydostawały się z oczu, mocząc niewielkie rany. Nie widziałam gdzie biegnę przez słoną ciecz zasłaniającą mi widok. Moja noga wplątała się w jakieś zarośla i runęłam na ziemię. W niektórych miejscach powstały zadrapania. Ostry, śliski kamień przebił się przez moją skórę na brzuchu zostawiając otwartą, krwawiącą ranę. Grymas bólu wdarł się na moją twarz, wykrzywiając ją. Moja koszulka przybrała szkarłatny kolor. Przycisnęłam rękę do rany i pomału starałam się podnieść. Po kilku nieudanych próba stanęłam krzywo i kulejąc ruszyłam dalej. Z każdym kolejnym krokiem bardziej kręciło mi się w głowie, byłam coraz bardziej zmęczona i trudniej było mi złapać oddech. Znów opadłam na ziemię. Plecy oparłam o pień drzewa. Oddychałam ciężko. Spojrzałam w dół na moją rękę. Odsunęłam ją i dźwignęłam delikatnie koszulkę. Podłużna i głęboka wnęka ozdabiała mój brzuch. Krew nieustannie z niej kapała. Zasłoniłam ją szybko nie mogą już dłużej na to patrzeć, nie powstrzymując odruchu wymiotnego. Głowę oparłam o korę. Po czole i plecach spływały mi kropelki potu. Przymknęłam oczy starając się odpocząć.

*

Obudziłam się z szybkim tętnem i sercem bijącym się o płuca. Rozejrzałam się dookoła. Nie mogłam za dużo dostrzec przez ciemność panującą wokół mnie. Skrzywiłam się, gdy starałam się podnieść. Opadłam z powrotem na miejsce, podnosząc koszulka, która już nadawała się do wyrzucenia. Rana nie przestała krwawić. Nie miałam sił by się podnieść, więc siedziałam i nasłuchiwałam. Panowała cisza, nie wliczając w to mojego oddechu. Na niebie świecił księżyc w pełni, dając nikłe światło. Korony drzew niespokojnie ruszały się przez delikatny wiatr, który przyjemnie osuszał moje czoło z potu. Ciszę podarł na strzępy krzyk. Odruchowo przycisnęłam dłonie do skroni, ale zorientowałam się, że ten dźwięk nie pochodził z mojej głowy, a z otoczenie. Usilnie starałam się coś wypatrzeć. Kolejny krzyk był połączony z warczenie i skowytem. Strach zaczął budować się we mnie. Zacisnęłam mocno zęby i wstałam o ostatkach sił. Każdy krok kosztował mnie wiele. Podpierałam się drzew, a źródło dźwięków było coraz bliżej. Wyjrzałam zza pnia i zamarłam. Oddech uwiązł mi w płucach, a w gardle powstało nieprzyjemna gula. Przede mną odgrywała się scena, która odkopała wspomnienia z najdalszej części podświadomości i brutalnie ukazała mi ją.

~*~

Drwiny wpełzały do moich uszu i skutecznie wbijało pazury do mojej pamięci, aby utrzymać się tam jak najdłużej. Moja głowa była nisko spuszczona, a książki przytulałam do klatki piersiowej, jakby od tego miało zależeć moje życie. Szłam szybkim krokiem przed korytarz starając się ignorować ludzi wokół mnie. Moim celem było wyjście z tej przeklętej szkoły. Już prawie byłam na zewnątrz, gdy ktoś podłożył mi nogę i upadłam, uderzając ciałem o beton. Róg drzwi przeciął mój policzek. Krew mieszała się z łzami i spływała po twarzy. Jak najszybciej wstałam i pobiegłam przed siebie. Znalazłam się w jakiejś starej części parku. Przechodziłam obok wierzby, gdy ktoś nagle pociągnął za moje ramię. Zakrztusiłam się powietrzem i już miałam wydać z siebie dźwięk, gdy zasłonił mi usta dłonią.
-Radzę ci być cicho.- wyszeptał mi do ucha, a po plecach przeszły mnie dreszcze.
Bałam się. Chciałam wołać o pomoc, uwolnić się jakoś. Niestety byłam zdana na porywacza. Zaciągnął mnie do jakieś szopy i rzucił na stare siano. Przywiązał wszystkie moje kończyny do drewnianej kolumny, przytrzymującej dach tej ruiny. Na chwile znikł z mojego pola widzenia, ale niestety pojawił się z czymś błyszczącym w ręce. Moje serce biło w takim tempie, że bałam się, czy nie wyskoczy mi z piersi.
-Zostaw mnie...Proszę...Zostaw.- cicho łkałam.
Podchodził do mnie powoli i zwinnie. Dwoma palcami dźwignął mój podbródek, zmuszając mnie był popatrzyła na niego. W jego oczach szalał czysty obłęd, a twarz była pokryta bliznami. Podniósł nóż i bez żadnych skrupułów zdarł moją koszulkę. Ostrym narzędziem nacinał mój bok wolno i boleśnie. Krzyczałam i wiłam się z bólu. On nie przejmował się tym. Dalej kaleczył moją skórę. Mój bok, brzuch i obojczyk obficie krwawiły. Obraz zamazywał mi się tracąc ostrość. Pozostał tylko ból.


~*~

Strach zastąpiła złość i furia. Na mchu leżała kobieta, a nad nią stał mężczyzna- bił ją. Rzucał w nią kamieniami, patykami oraz szkłem. Słyszałam jak on krzyczał na nią, wyzywał, a ona kuliła się przed nim i traciła siły. Nie mogłam tak stać i patrzeć na to spokojnie. Zrobiłam niepewny krok w ich stronę. Poczułam lodowaty dotyk na skórze. Zaciągnęłam się powietrzem, w tym samym czasie powoli obracając się w tył. Zobaczyłam tylko kawałek czarnego, snującego się cienia. Następnie poczułam lekki ból ciała, cichy krzyk. Znów traciłam nad sobą kontrolę, ale ten raz różnił się od tego w stołówce. Tym razem miałam jakąś małą kontrolę nad ciałem, ale mój umysł należał do mnie. Czy ON ze mną współpracuje? Ból odszedł, a w zamian przyszedł chłód. Czułam się silniejsza, odważniejsza i niepokonana. Chwilowo taka byłam. Podbiegłam do mężczyzny. Mrok kierował moimi ruchami. Rzuciłam się mu na plecy i szybki oraz mocnym ruchem skręciłam mu kark.


Przepraszam, że tak późno, że jest krótki, że jest mało dialogów i w ogóle. Ale robi się coraz straszniej. Akcja powoli się rozkręca. Następny rozdział powinien pojawić się po niedzieli.
KAŻDY KOMENTARZ TO MOTYWACJA DLA MNIE I SZYBCIEJ DODANY ROZDZIAŁ! :)