Ciemność zasnuła
moje powieki, a ciepło otoczyło moje ciało. Gęsty, duszący dym
wdarł się w moje nozdrza wywołując odruch wymiotny. Urywany
oddech opuszczał moje płuca, a ślina stawała w gardle. Z
łomoczącym sercem otworzyłam powoli oczy. Widok oświetlał mi
jedynie księżyc. Obracałam głowę we wszystkie strony, ale
nigdzie nie potrafiłam dostrzec pobitej kobiety. Ohydny zapach
nasilał się z każdą chwilą. Wyostrzyłam wzrok starając się
namierzyć źródło duszących oparów. Wtedy zobaczyłam leżące
niedaleko mnie bezwładne ciało. Powolnym i niepewnym krokiem
podeszłam do mężczyzny. Z jego ust kapała cienka strużka krwi,
ale szczególnie zaciekawiły mnie płomyki ognia snujące się po
jego nogach.
Skóra poczerniała
i pękła. Tłuszcz podskórny zaczynał topić się jak słonina na
gorącej patelni. Podsycany nim płomień trawił tkankę miękką.
Najpierw zajęły się nogi, które zadziałały jak podpałka dla
masywnego tułowia.
Stanął w
płomieniach, cały. Odsunęłam się najdalej jak mogłam,
przerażana tym widokiem, jak i ogniem. Miałam do niego wstręt.
~*~
Brat jak zwykle
siedział w swoim pokoju, a ja w swoim. Za oknem szalała burza.
Siedziałam skulona na łóżku czytając książkę. Uwielbiałam
kryminały. Ciszę przerwał głośny grzmot, po nim zgasły światła.
Nagle usłyszałam kroki. Drzwi do pokoju otworzyły się, do środka
wszedł Paul- mój brat. Potrzebował światła, ale nie miałam
żadnej latarki, by mu ją dać. Wiedziałam, że stanie mi się coś
złego, po prostu to czułam... Podpalił mi włosy zapalniczką.
Świetne się przy tym bawił, a ja od tej pory nienawidzę ognia.
Boje się go...
~*~
Płomienie
tańczyły swój zmysłowy taniec, pochłaniając dalej istotę
ludzką. Suche liście i mech, nawet nie były ani trochę opalone.
Ogień je nie dotykał, skupiał się wyłącznie na ciele. Tak jakby
brzydził się roślinnością. Był mięsożercą i pożerał.
Bezlitośnie, powoli rozkoszując się smakiem jak krytyk. Dym snuł
się ciężko wokół sylwetki, dodając temu większemu
okropieństwa. Przypominał czarną mgłę, która chciała zachować
w tajemnicy swój występek.
-Ej ty!- Ktoś
krzyknął z oddali i mogłam się domyślić, że to było do mnie.
Obracając głowę
w różnych poszukując intruza. Spomiędzy drzew wyłoniła się
sylwetka młodego mężczyzny. Nie potrafiłam zbyt dobrze widzieć
jego twarzy przez panujący mrok. Zaczął zbliżać się w moją
stronę, na co ja odruchowo cofałam się za drzewo. W panice
spojrzałam na martwe, płonące ciało, lecz nie było go tam.
Zniknęło. Nie zostało nawet najmniejszego śladu. Odór również
się ulotnił i teraz czuć było tylko rześkie , nocne powietrze.
Nie mogło przecież ot tak wyparować. Co tu się do cholery dzieje?
-Co tu robisz?
Pisnęłam
zaskoczona. Nawet nie zauważyłam, kiedy chłopak znalazł się tuż
obok mnie. Jego głos zabrzmiał głośno pośród leśnego spokoju,
rozpraszając moje myśli, które teraz wirowały w mojej głowie.
Przycisnęłam dłoń do klatki piersiowej, w geście uspokojenia
rozszalałego serca. Chcą jak najszybciej zwiększyć odległość
pomiędzy mną i młodzieńcem pośpiesznie cofnęłam się. Przez
wystający korzeń upadłam najzwyczajniej w świecie potykając się
o niego. Rana na brzuchu, znów dała o sobie znać przez ból. Krew,
która lekko zdążyła zasnąć , zmieniając się w zakrzepnięcie,
została rozerwana, a szkarłatny płyn po raz kolejny spływał
strużkami w dół, do paska dżinsów, by materiał mógł go
wsiąknąć. Z grymasem bólu, wciągnęłam powietrze. Zacisnęłam
mocno szczękę, tak jak powieki. Starałam się nie poruszyć, aby nie
przysporzyć sobie więcej boleści.
-Co ci jest?
Zbliżył się do
mnie, klękając obok mojego bezwładnego ciała. Całą swoją uwagę
skupiał na mojej odzieży. Patrzył z zaciekawieniem i strachem na
plamę krwi znajdującą się na bluzce.
-To nic.
Teraz jego
spojrzenie zmieniło się na pobłażliwe. Tak jakby spotkał
dziecko, które zrobiło coś przed czym rodzice go ostrzegali, ale
nie posłuchało i teraz wstydzi się do tego przyznać.
-Ta jasne. To
dlaczego teraz zwijasz się z bólu?
-Z nudów.
Irytował mnie.
Ale on tylko parsknął śmiechem, na mój komentarz.
-Więc dla zabawy
postanowiłaś się teraz wykrwawiać w pustym lasie. O, i dodajmy,
że w środku nocy. No to muszę ci przyznać, że bawić to ty się
potrafisz.
-Och, zamknij się
już.
Teraz mu się
zebrało na żarty.
-Mogę?- wskazał
na moją koszulkę.
Popatrzyłam mu w
oczy, ale teraz nie pozwalał odczytać swoich emocji.
Niepewnie skinęłam
głową, a on dźwignął prawą rękę i powoli zbliżał do
przesiąkniętego materiału. Chwycił za rąbek i pociągnął
ostrożnie do góry. Jego twarz wyrażała skupienie i ostrożność.
Gdy rana była już widoczna wyraz jego twarzy zmienił się. Teraz
było na niej widać zniesmaczenie. Spojrzałam w dół i wcale mu
się nie dziwiłam. Wyglądało to okropnie. Do przecięcia dostał
się brud. Na brzegach rany zaczęła zbierać się ropa. A krew była
rozsmarowana na moim brzuchu, jak krem. W dodatku przybywało jej
coraz więcej.
-Nieźle się
urządziłaś. Możesz wstać?
-Chyba tak.
Przytrzymując się
drzewa, powoli zaczęłam wstawać z leśnej posadzki. Ból znów
rozlał się po moim ciele, obezwładniając mnie na krótka chwilę.
Nabierając powoli powietrza w płuca, ponowiłam próbę. Stanęłam
na nogach, kołysząc się na każdą możliwą stronę. Nogi miałam
jak z waty, żołądek związał się w supeł, powodując uczucie
mdłości. Głowa zdawała się być niesamowicie ciężka. Świat
przede mną zaczął wirować jak na karuzeli. Niezdolna dalej
trzymać się na nogach upadłam. Było mi strasznie słabo, przez
ilość straconej krwi. Czarne plamki majaczyły mi przed oczami.
Widziałam tylko jeszcze pochylającego się nade mną chłopaka.
Jego usta poruszały się, mówił coś do mnie,ale ja nie potrafiłam
nic zrozumieć. Byłam zbyt otępiała. Zasypiając miałam tylko
jedną myśl w głowie. Kojarzyłam skądś tego chłopaka. Cień
czający się jego oczach wydawał mi się znajomy. Chyba
zwariowałam....
____________________________________________________________________________
Z okazji dnia Dziecka rozdział wraca do "żywych".
Rozdziały będą dodawane co miesiąc.
Liczę na waszą opinię w postaci komentarzy!